Ewolucja duchowości plemiennej polega na tym, że we wzorze ogólnym pewne rzędy giną, a w rzędach wykładniki procentowe ulegają zmianie. W razie istnienia stale działających przyczyn, każde nowe pokolenie będzie szczuplej lub obficiej uposażone w osoby określonego typu duchowego. Podczas dzikości i w okresie niższego barbarzyństwa otoczenie przyrodzone spełnia zadanie regulatora, pozostawiającego przy życiu jedynie okazy, przystosowane do warunków bytu, i sprawiającego w ostatecznym wyniku to, że natura duchowa plemienia jest jakby odpowiedzią na wymagania otoczenia zewnętrznego, przyrodzonego. Powolność górali peruwiańskich, bierność rolników Indian, zamieszkujących puebla w N. Meksyku i Arizonie, ruchliwość Polinezyjczyków, lekkomyślność Murzynów znajdują się w najdoskonalszej harmonii z ukształtowaniem całości warunków, w jakich wypadło im przebywać. Zjawisko to można by zaliczyć do tej samej kategorii, co objawy mimicry w świecie organicznym, np, białą barwę zwierząt podbiegunowych.

W miarę rozwoju więzi społecznej i wzrostu panowania nad przyrodą, dobory w pewnej grupie etnicznej zaczynają odbywać się coraz bardziej pod bezpośrednim wpływem stosunków społecznych.

Każda instytucja, istniejąca w narodzie, oddziaływa pod tym względem na obywateli kraju, w sposób dodatni lub ujemny, odpowiednio do swej natury. Te lub inne formy związku małżeńskiego, poddaństwa i w ogóle zależności człowieka od człowieka, poglądy i obyczaje, stosunki polityczne i urządzenia cywilne, wszystko to wpływa i przekształca skład duchowy narodu. Z energicznego zamienia się na bierny lub, odwrotnie, z odważnego staje się tchórzliwym, z leniwego pracowitym. Ta sama instytucja może wywierać w pewnej epoce dziejów skutki dobroczynne, w innej – ujemne. Dobór wojenny za barbarzyństwa, gdy pospolite ruszenie obowiązywało wszystkich dorosłych plemieńców, usuwał ze społeczeństwa zdechlaków i słabowitych. Był on naówczas narzędziem postępu antropologicznego. Ograniczony powoływaniem do wojska tylko najzdrowszych i najsilniejszych młodzieńców, zamienił się na źródło zwyrodnienia społecznego. To samo można powiedzieć o wielożeństwie. Za czasów dzikości i niższego barbarzyństwa, prawo posiadania kilku żon przysługiwało jedynie starszyźnie plemiennej, tj. najdostojniejszym; w epokach cywilizacji, z wielożeństwa korzystają ci, którzy posiadają środki materialne.

W ogóle, dobory, właściwe okresowi państwowemu, nie doskonalą, ale raczej zwyradniają rasę. Historia naszej kultury, aryjsko-europejskiej, przedstawia jedną nieprzerwaną opowieść o ofiarach i poświęceniach. Najlepsi synowie narodu, bo najenergiczniejsi. najczynniejsi i najodważniejsi, szli pierwsi w ogień, żeby utorować drogę dalszym zastępom, marnotrawili siły swoje w zapasach politycznych i odszczepieństwach religijnych, wreszcie ginęli przedwcześnie, nie tylko sami zstępując do mogiły, ale pociągając za sobą nieskończone szeregi możliwych potomków. Weźmy chociażby historię Francji. Setki tysięcy Gallów zginęły, stawiając czoło najazdowi rzymskiemu; dobór, dokonywający się naówczas na polu bitew, a następnie powstań, pochłonął kwiat eugienizmu antropologicznego i wyjałowił kraj. Okres feudalny z jego nieustającymi zatargami unosił najwybrańsze żywioły, albowiem „nie inteligencja, lecz charakter rozstrzyga o historycznej wyższości pewnej rasy”. W ciągu wieków tępiono mieczem i ogniem heretyków: polot krytyczny i energia ducha skłoniły ich do dania posłuchu nowinkom, prześladowanie zaś ogołacało społeczeństwo francuskie z tych śmiałków, mających odwagę odbiec od ścieżek rutyny i posłuszeństwa. Dragonady Ludwika XVI dają pojęcie o skutkach takiego doboru, a raczej „odboru”; prześladowani hugenoci niosą do obcych krajów swoją dzielność duchową i stają się tam źródłem inicjatywy naukowej i przemysłowej. Walki domowe, jak w końcu przeszłego stulecia, wydają taki sam ujemny rezultat. Ze stanowiska widnokręgów historyka, wrogie partie nie mają z sobą nic wspólnego, ale dla antropologa obraz zapasów domowych posiada inne oblicze: najdzielniejsi członkowie narodu, eugieniści z krwi i kości, tępią siebie nawzajem.

I dzieje innych narodów przedstawiają ten sam widok. Każde społeczeństwo cywilizowane przechodzi przez odbory, niszczące jego tężyznę antropologiczną; a militaryzm, wielkie miasta, alkoholizm ciągną w chwili dzisiejszej to dzieło tępienia puścizny czasów barbarzyńskich, które, w surowej a prostej więzi społecznej zamknięte, sprzyjały właśnie dodatniej natury doborom. Taki pogląd bynajmniej nie jest tylko naszym zdaniem indywidualnym Są gloy, zapatrujące się bardziej pesymistycznie na tendencje doborów podczas okresu terytorialnego niż my, i to nie tylko w przebiegu dotychczasowym dziejów, ale i w dalszej przyszłości. Pozwolimy przytoczyć sobie jeden z takich głosów:

„Analiza doborów społecznych, w ostatecznym swoim rezultacie, doprowadza do wniosków jak najrozpaczliwszych. Przyszłość bynajmniej nie będzie należała do najlepszych, a najwyżej do średniej miary charakterów. W miarę rozwoju cywilizacyjnego, dawne dobrodziejstwa doborów naturalnych zamieniają się dla rodu ludzkiego na plagi i klęski. Każdy postęp, w gruncie rzeczy niegłęboki, ale raczej pozorny, bywa drogo okupywany, bo z gotowego kapitału dzielności i energii, woli i inteligencji. Z tego to powodu tyle wielkich ludów zniknęło z widowni historycznej, szczątki zaś, które po nich pozostały, nie mogą być użyte nawet na wytworzenie nowych. Żadna rasa nie zdołała oprzeć się temu dziełu zagłady i wyjałowienia. Cywilizacja toruje sobie drogę całą prężnością swoją, nasza wiedza i potęga materialna wzrastają pod wpływem nagromadzonych doświadczeń. Ale człowiek, z punktu antropologicznego, przedstawia coraz mniejszą wartość. Wspaniałych czasów, o których utopiści marzą dla przyszłych pokoleń, dożyją zaledwie okazy przeciętne, ażeby po sobie zostawić szczep jeszcze pośledniejszy”.