Są to zdania płynące z głębi serca naszych darwinistów społecznych. Treitschke przecież obraca się wśród samych złudzeń, które drwią sobie z prawdy historycznej. Taką mogłaby być historia, taką by może być powinna. Ale historia nie jest tak uprzedzającą, by się stosować do teorii naszych uczonych. Równie błędnym jest przypisywać tworzenie się klas podziałowi pracy, jak doborowi naturalnemu. Nie tak to łatwo uniewinnić historię i nie ma w niej tyle wewnętrznej harmonii, by w walce ras, klas i jednostek zawsze najlepsi i najszlachetniejsi zwyciężali, zyskiwali przewagę i swe zalety dziedzicznie przekazywali. Nie można do zawikłanych umysłowych i ekonomicznych stosunków procesu społecznego stosować praw rozrostu organicznego w ich najprostszej formie. Tak samo jak mówią, że darwinizm jest nauką arystokratyczną, że jest naukowym uzasadnieniem nierówności, można by i wprost odwrotnie twierdzić. Zniesienie przewagi klas nie jest bynajmniej zamachem na przyrodę. Cóż bowiem właściwie nazywamy przyrodą? Nie jest ona niczym innym, jak teoretycznym i praktycznym stosunkiem naszych sił ludzkich do przeciwności, które nas z zewnątrz cisną;—jest ona zatem zupełnie zależną od naszego zachowania się wobec tych przeciwności. Zachowanie się zaś nasze na różnych szczeblach kulturalnego rozwoju jest bardzo różne i dlatego Marks słusznie widział „w całej historii nieustanne przeobrażenia natury ludzkiej”.