Tutaj jeszcze odbywa się i fizyczny dobór jednostek i plemion, i to tym więcej, im bardziej prymitywne są bronie i narzędzia ekonomicznej wytwórczości. Na tym stopniu rozwoju jednostka organiczna nie jest jeszcze pozbawioną znaczenia, a dobór może jeszcze znaczyć tyleż co hodowla. Nie ma tu jeszcze społecznej panmixii, i dla tego cielesne zwyrodnienie jest rzeczą rzadką. Krótkowzroczność, to cierpienie społeczne wyższej kultury, jest zupełnie wykluczona, gdyż krótkowidz nie mogący oczu okularami uzbroić, jest niezdolny do walki, a dobór naturalny go usuwa. To odnosi się jednak wyłącznie tylko do plemion dzikich, nietkniętych wpływem obcej i wyższej kultury.

Inaczej układa się stosunek walki między ludami dzikimi a cywilizowanymi, i tylko zaślepionym darwinistom może przyjść na myśl, by w takiej walce rządziły prawa naturalnego doboru. Tępienie dzikich przez wyższą cywilizację za pomocą prochu, wódki, zarazy i rabunku ziemi, w walce, w której czasem występują na jaw najwstrętniejsze cechy ludzkiego rozbestwienia, jest dziełem, o którego „konieczności” można mocno powątpiewać.